czwartek, 16 lipca 2015

Hunger takes a hold of me..

Hej Motylki :*

Dlaczego ja zawsze muszę spierdolić? Mam napad za napadem. To mi się aż w głowie nie mieści ile można wtedy pochłonąć żarcia. Żeby już takich momentów nie było postanowiłam jeść regularnie. To był błąd, że wcześniej o tym nie pomyślałam.  Dziś miałam dzień bez ograniczeń, czyli nie liczyłam kalorii, nie patrzyłam na to co jem. Tak jakby dzień odpoczynku od Any. Najdziwniejsze było to, że podczas posiłku już kalkulowałam sobie w myślach ile co ma kalorii. 
Ta.. jeszcze więcej takich dni a nie zmieścisz się w drzwi. 

Bilans z poniedziałku:
-Kawa (25)
-Zupa pomidorowa z makaronem (150)
-Czekolada (200)
375/400 

Bilansu z wtorku Wam nie podam bo aż wstyd...

Środa
-Pół bułki z dżemem (160)
- Ziemniak, kalafior z bułką tartą (214)
-kawa (30)
Napad: Trochę płatków (30), 6 wafli (150)
584/400

Eh Jakaś katastrofa... 
Jutro też nie wyjdzie bo idę z przyjaciółką na piwo a nie mogę na pusty żołądek a na dodatek jedno ma 200 kalorii. No cóż obiecałam to obiecałam, że się razem najebiemy za to w sobotę mogę zrobić głodówkę. 
Postaram się pisać częściej ale nie mam dostępu do komputera u mojej cioci więc zostaje weekend. Może ogarnę czy dam radę na telefonie pisać więc może posty będą częściej ;)

Mam nadzieję, że u Was w porządku. Trzymajcie się chudo! 




Ps. Zostawiajcie mi w komentarzach linki do Waszych blogów z chęcią zajrzę ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz